Jeżeli rzucę samymi cyferkami, to prędzej pomyślicie o Lamborghini Aventadorze czy Ferrari F12 Berlinettcie niż o rodzinnym SUVie. 700 koni mechanicznych, 875Nm i silnik o pojemności 6.2 litra wspomagany sprężarką mechaniczną. Czy komukolwiek jest to potrzebne? Naturalnie, że nie. Tak samo jak nikt o zdrowych zmysłach nie potrzebuje Mercedesa G65 AMG. Ale, wierzcie mi, uczucie miażdżenia na każdych światłach stockowych M powerów, AMG i RSów…w 2,5 tonowym czołgu jest po prostu nie do opisania. Na metce obok ceny Trackhawk powinien mieć napis „satysfakcja gwarantowana”
Blaski
Wyobrażasz sobie ruszenie ze świateł SUVem w czterokołowym poślizgu na pełnej bombie, gdzie musisz zakładać delikatną kontrę, żeby to prost szło? Już nie musisz. W Trackhawku to normalka. Myślę, że żaden pasażer nie spodziewa się ze startu takiego (przepraszam) jebnięcia. I to nawet bez Launch Control, bo egzemplarz którym jeździłem nie pozwalał niestety skorzystać z tego typu opcji. Prawdopodobnie ze względu na mały przebieg (ok 700km). Do tego usłyszysz dźwięki o jakich już dawno nowa motoryzacja zapomniała. Superczardżer podczas przyspieszania drze się jak (znów przepraszam) wkurwiony kot pod czas walki o kocicę pod blokiem. Do tego z wydechu niesie się subtelny dźwięk wygłodniałego niedźwiedzia. Ta muzyczna mieszanka i przyspieszenie sprawia. że chichrałem się za kierownicą Trackhawka jak głupi. Owszem kiedy wsiadasz do aut sportowych i super sportowych, to masz pewne oczekiwania wobec osiągów i przyspieszenia. Tu jest to całkowitym zaskoczeniem i za każdym razem pytasz w myślach…What Da Fuck? Jak to możliwe? Co się dzieje? Do tego miny innych kierowców na światłach są bezcenne. Aaaaa byłbym zapomniał. Rozpędzicie tę szaloną stodołę do bagatela 270 km/h. Podsumowując…W ciągu dnia kilujesz przeciwników i straszysz dzieci na przystankach, a wieczorem jedziesz z żoną kupić karnisz i szafkę nocną do IKEA.
Cienie
Wnętrze – wiadomo – nie powala, choć fotele są bardzo mięsiste i niektóre elementy deski rozdzielczej wyglądają dosłownie jak te z ostatniego Dodge’a Vipera. Do tego zawieszenie jest pasywne i ideologicznie ma zapewne łączyć sport z komfortem. Oznacza to tyle. że samochód nurkuje przy hamowaniu i przechyla się w zakrętach. Jego żywiołem są definitywnie proste. Ponad to przy tak ogromnej mocy, nie wiem na ile wytrzymałe są hamulce. Za mało jeździłem, ale w przypadku czołgu, który waży tyle co 2 sztuki Ferrari 488 Pista razem wzięte przyszpieszającego w około 3,5s do setki to chyba pierwsza rzecz, nad której upgrade’em bym się zastanowił. Na klockach widnieje co prawda dumnie napis Brembo, ale wątpliwości są. A przypominam, że to największe przednie hamulce jakie Jeep kiedykolwiek montował w swoich samochodach. Poza tym przeszkadza mi, że wygląda w zasadzie jak seryjny Jeep GC. Różnice są bardzo subtelne wyłączając wszechobecne oznaczenia „supercharged”. O spalaniu nawet nie wspominam. Wiadmo, co tam się dzieje w baku przy tej mocy i wadze. No i najważniesze pytanie? Co ma to auto do zaoferowania jeżeli już Ci się znudzi wyrywanie asfaltu ze świateł? No właśnie nie wiem. Jeszcze jedno. W czarnym bym go widział stroju. W białym niekoniecznie.
Cena: od 530 000 zł brutto













