To była mniej więcej połowa lat 90tych. Miałem wtedy pewnie z 12, no może 13 lat i chodziłem do siódmej A (SP 271). Najlepszy kumpel Michał do siódmej C. Nie wiem czy jeszcze wtedy żułem gumę Turbo, ale na pewno wcinałem masowo orzechowe kulki Star Foods (za kieszonkowe), słuchałem Ace of Base i zdarzało mi się sprawdzać po kryjomu przez szybę, co ma ile na liczniku. Do dzisiaj sprawdzam, ale już w mniej chamski sposób, bo najczęściej od środka. Dzisiaj wiele aut ma grubo ponad 300, wtedy podniecałem się każdym, które miało ponad 200. Takie moje małe radości z dawien dawna.

IMG_3899

Wracając do kumpla. Nie ma co się oszukiwać. Majkel miał wypasionego PeCeta (100MhZ, 16MB RAMU o ile mnie mój RAM nie myli). Ja miałem wtedy jeszcze Amigę na dyskietki i mogłem, co najwyżej ponapinać namiętnie w pierwszego Test Drive’a, gdy siostra nie chciała katować mnie po raz n-ty Super Frogiem. Gra (jak część z Was pamięta) była cudowna, a uciekanie przed policją za przekroczenie prędkości już nigdy nie było i prawdopodobnie nie będzie tak fajne.

Niemniej to dopiero Need for Speed (tak ten pierwszy i oczywiście najlepszy) otworzył mi oczy na najseksowniejsze Ferrari wszechczasów. Chyba dlatego, że obok piekielnie szybkiego, pędzonego na 4 łapy Lamborghini Diablo VT (Viscous Traction) można było zasiąść za wirtualną kierownicą Ferrari 512TR (późniejsza wersja Testarossy, trochę mocniejsza z lekkimi zmianami stylistycznymi, produkowana w latach 1991-1994).

Skąd w ogóle „Szuflada” na #gcos? (uśmiech). Wrzucam na mojego Instagrama (GrzegorzCizlaOnCars) zdjęcie warszawskich wieżowców i zagajam do publiki : „Taki ładny dzień…miło byłoby pojeździć klasycznym Porkiem „964”, lub Testarossą. Nie mija 10 min kiedy w komentarzu pojawia się @warsawdrive. „Mam Testarossę, spotkajmy się w niedzielę”. Wiesz jaką wtedy miałem minę? O taką >> *o*. On zapewnił samochód, ja zapewniłem muzykę z Miami Vice. Jedynym, kolokwialnym słowem – SZTOS!

IMG_3953

Spotykamy się po kilku dniach na parkingu hotelowym. Rudą widzę z daleka i oczywiście nie wierzę, że zaraz będę siedział w środku (baa nawet za kierownicą – hell F**kin’ yes!). Z zewnątrz wygląda obłędnie. Nosi czerwoną sukienkę, błyszczy jak gwiazda, ma fantastyczny szeroki tyłek, niesamowitą sylwetkę i po prostu tętni seksem. Z przodu rzecz jasna pop-upy. Ze schowanymi wygląda świetnie, z wynurzonymi i zapalonymi wygląda jeszcze lepiej. Love. Z boku te charakterystyczne linie rzeźbione przez Pininfarinę i te drzwi „schowane za żaluzjami”. Och, ach, och, uch! Oczywiście zanim wsiądę obchodzę auto dookoła kilka razy. Od samego patrzenia na nią pocą mi się dłonie, serce bije szybciej i dostaję ślinotoku nie mniejszego niż na widok Śmiejżelków.

Najpierw wsiadam jako pasażer. Rozglądam się po jasno beżowej kabinie, wącham mocno zapach jej miękkiej skóry. Jest cudowny. Czuje się w sumie jak za małolata, gdy grałem w te wszystkie mało skomplikowane, ale jakże udane gry komputerowe. Nostalgia level expert. Pytam @warsawdrive do czego te wszystkie guziki na konsoli centralnej? „Nie wiem” słyszę w odpowiedzi. „Odebrałem auto raptem 2 tygodnie temu i sam jeżdżę nim dzisiaj w zasadzie pierwszy raz *o*”. Wychodzi na to, że uczymy się Testy we 2ch od nowa. Wow!

Ruszamy w stronę stacji benzynowej. 12 cylindrów pić musi i jest gdzie lać. Zbiornik ma bowiem 120 litrów! Następnie toczymy się spokojnie na zdjęcia w kierunku warszawskiego Powiśla. W głośnikach oczywiście Jan Hammer – Crockett’s Theme (słucham go właśnie teraz, pisząc ten tekst). No i co? No i ciary, ciary i jeszcze raz ciary zmieszane z totalnym bananem na twarzy. Do tego dodaj dźwięk prawie pięcio litrowego, dwunastocylindrowego silnika i gwarantuję Ci, że jesteś w niebie. Tu nie chodzi o osiągi, cyferki choć i te są całkiem niezłe. A jak na przełom lat 80/90 wręcz fenomenalne. W końcu to najmocniejszy silnik tamtych czasów! 390 koni, nie wiele ponad 5s do 100 km/h i prędkość maksymalna ponad 280km/h. Nawet na dzień dzisiejszy te dane budzą respekt. Nie o to jednak dzisiaj chodzi. Tu rozchodzi się o samą świadomość, że jedziesz Testą. O to czego doświadczasz. O to co czujesz jako kierowca, czy nawet pasażer. Tak jest jedziesz TESTAROSSĄ człowieku! Marzeniem każdego dzieciaka urodzonego w latach 80tych. Mnie włączając.

Jak się sprawy mają zatem zza kierownicy? Hmmm….Przede wszystkim musisz uważać na krawężniki otwierając drzwi. Auto jest niskie i cholernie szerokie. Zajmujesz miejsce w fotelu, który w zasadzie nie ma trzymania bocznego, ale jest za to wygodny. Zagłówek ma rozmiar 14” telewizora i wygląda wręcz komicznie. Pozycja za kierownicą jest dziwna. Kierownicę trzymasz pionowo między nogami. Jest wyjątkowo duża. Nogi idą gdzieś mocno w prawo w poszukiwaniu pedałów, co sprawia, że siedzisz lekko skrzywiony. Nie jest to wymarzona pozycja. Jest wręcz beznadziejna. Przy wzroście 187cm głową dotykam sufitu i zastanawiam się jak do licha Michael Jordan się do niej zmieścił? Co zatem dobrego? Świetna widoczność przez przednią szybkę i cudowny widok na zegary. Te cudowne, proste w budowie, czerwone zegary, które tak doskonale kojarzę z TD czy NFS <3. Aż łezka się w oku kręci. Aż chce się je wyprzytulać.

IMG_3946

Testa jest miła w obsłudze, ale wymaga siły. Siły w łapkach, żeby kręcić tą specyficznie położoną, monstrualnie dużą kierownicą i zmieniać biegi 5cio biegowej skrzyni (jak już wcelujesz w odpowiedni bieg i usłyszysz click-click). Siły w nogach, żeby wcisnąć sprzęgło i hamulec. Ja się trochę spociłem muszę przyznać, bo skoordynowanie tych wszystkich czynności to jednak wyzwanie. Natomiast po kilkunastu kilometrach stres odchodzi i wszystko zaczyna się dziać automatycznie. Już nie szarpię i jadę płynniej, przez co mogę skupić się na reakcjach ludzi, a te są fenomenalne. Tyle uśmiechów i okejek nie widziałem i nie dostrzegłem w żadnym aucie, do czasu Morgana 3-wheelera. W Ferrari 458 jesteś prawdopodobnie dupkiem, któremu ktoś chętnie pokaże środkowy palec. W F12 jesteś arcy dupkiem, któremu ktoś pokaże nawet 2 środkowe palce, ale w Testarossie jesteś gwiazdą swojego własnego zespołu, którą kochają wszyscy. Założę się o butelkę mojego ulubionego Prosecco, że sam nawet widok „Szuflady w buszu” zrobi Ci dzień.

Szczerze się przyznam, że nie obchodziłem się z nią agresywnie. Byłem raczej czuły i nie wybieraliśmy się poza granice czterech, może pięciu tysięcy obrotów. Mimo, że maksymalna moc osiągana jest dopiero przy 6300rpm a moment od 4500rpm. Z jednej strony trochę się bałem, z drugiej nie czułem takiej potrzeby. Ja się chciałem toczyć, turlać jak pączek w maśle i robić to z klasą. Tak też czyniłem w rytmach jedynej odpowiedniej muzy – tak tej z Miami Vice. Zawieszenie spisywało się dobrze. Dochodziły do mnie jakieś dziwne dźwięki, ale to też ma swój czar w tego typu aucie. Hamulce działały, a dźwięk przeklikiwanych biegów mam w głowie do dziś. Baa działała nawet klima, której w 348 Challenge nie uraczyłem, więc było wygodnie, chłodno i miło. Było w sumie cudownie. Opony o szerokości 225 (przód) i 255 (tył) zawieszone na relatywnie niedużych, 16” felgach dawały odpowiednią ilość przyczepności i komfortu. Nie wyobrażam sobie jednak jak można tym autem latać bokiem. Ale wiem, że się da. Wy też to wiecie, jeżeli obserwujecie takiego jednego, zarośniętego szaleńca (pzdr @CH).

IMG_3963

Jak więc smakuje 25 letnia Testarossa? Smakuje wybornie tylko problem polega w tym, że ja nadal jestem głodny!

*ciekawostka: Niedawno na Race Retro w UK poszła sztuka za 150 000 GBP (ok. 850 000 zł)

Dziękuję za uwagę!

gc

Dane techniczne:
Lata produkcji: 1984-1991
Silnik: Flat-12, 4943cc (Testarossa)
Moc Maksymalna: 390ps @ 6300rpm (EURO) | 380ps @ 5750rpm (US)
Moment: 490 Nm @ 4500rpm
0-100 km/h: ok. 5,8sec
Prędkość maksymalna: ok 290 km/h
Ceny: £63,000 nowa, c£50 000-150,000 dzisiaj
Waga: 1506 kg (na sucho)

PRZEGLĄD RECENZJI
Ocena
Poprzedni artykułFerrari F12 Berlinetta – dźwięk mocarnej V12stki
Następny artykułTak brzmi bestia: Range Rover Sport SVR
ferrari-testarossa-test-driveTo była mniej więcej połowa lat 90tych. Miałem wtedy pewnie z 12, no może 13 lat i chodziłem do siódmej A (SP 271). Najlepszy kumpel Michał do siódmej C. Nie wiem czy jeszcze wtedy żułem gumę Turbo, ale na pewno wcinałem masowo orzechowe kulki...

4 KOMENTARZE

  1. 3 lata temu przeglądałem Testarossy na sprzedaż we Włoszech. Ceny od 38 tys Euro. Myślę sobie – jak zrealizuje odpowiednio moje plany zawodowe, to może będę mógł sobie ją sprawić. Nie interesowało mnie żadne inne, nowocześniejsze Ferrari. Testarossa to totalny sztos! I w dodatku za tak przestępną cenę! Niestety, mamy 2016 rok a ceny Testarossy mocno poszybowały do góry… Boże, dlaczego?! ;(

  2. Musze przyznać ze jestem dość mocno oszołomiony, sposobu w jaki opowiadasz o emocjach związanych z samochodem nie powstydzili by się najsławniejsi reporterzy najlepszych programów motoryzacyjnych. Musze przyznać ze raczej nie udzielam się publicznie bardziej należę do bocznych obserwatorów, którzy siedzą wieczorkiem w domu, zamiast oglądać denne reality show od których roi się w dzisiejszej tv, poszukuje właśnie takich artykułów… To naprawdę musze to z siebie wyrzucić, nigdy nie byłem czytelnikiem książek, jakoś nie pobudzaly mojej fantazji ale gdybym przy każdej miał mieć takie odczucia jak przy tym artykule o według mnie najpiękniejszym ferrari jakie powstało (nie rozumiem piękna californii może ze względu na pokolenie lat 90 choć nigdy jej też nie ulice) to, proszę mi uwierzyć, nawet w lodówce bym miał książki gdyż żył bym tylko o wyłącznie nimi.. Wielki szacunek i skromna zazdrość z mojej strony. Moim marzeniem jest moc choćby jej dotknąć, delikatnie smyrmac palcem wskazującym wzdłuż jej właśnie seksownej linii niczym przy grze wstępnej z kobietą marzeń.. Jestem lakiernikiem zajmującym się również detailingiem (to drugie bardziej z pasji) i widziałem relacje z pielęgnacji testy (bodajże u BP o ile dobrze pamiętam) i naprawdę wielki zaszczyt mieć cokolwiek wspólnego z tym cudem motoryzacji… Brawo!

Skomentuj mpyra Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj