Wiem już, że da się zrobić bardzo ładnego SUVa. Wiem też, że da się zrobić doskonale brzmiącego SUVa. Mało tego. SUV może mieć również fantastyczne wnętrze i co najważniejsze, da się zrobić takiego, który świetnie się prowadzi. Jak na SUVa rzecz jasna. Gdzie w tym wszystkim jest Maserati Levante? Ehmmmm….Errrrr jeszcze nie wiem. Wiem, że od pierwszego prototypu o nazwie Kubang minęło 13 lat, a to chyba wystarczająca ilość czasu żeby zrobić coś wyjątkowego.
Pierwsze i zasadnicze pytanie brzmi: skąd w ogóle pomysł na SUVa Maserati? Z ambitnych planów marki na sprzedaż 75 000 aut rocznie, z czego 35k to ma być właśnie Levante. Rynek SUVów rozrósł się do tak dużych rozmiarów, że ponad połowa z miliona rocznie sprzedawanych aut luksusowych to właśnie eSjUWi. Uwielbiają je Chińczycy. Uwielbiają Amerykanie. Uwielbiają Europejczycy. I patrząc po naszych drogach uwielbiamy je i my-Polacy. To nie wstyd mieć SUVa w portfolio. To po prostu mądra decyzja biznesowa, a dla Maserati to być może nawet więcej. Być albo nie być.
Warszawska premiera Levante odbyła się w niesamowicie klimatycznych. ceglanych Arkadach Kubickiego. Piękne miejsce lecz trochę niefortunne dla oglądających, bo po pierwsze ledwo było widać tył auta, po drugie dobrze można było się przyjrzeć tylko z pierwszego rzędu. Poczekałem więc cierpliwie, aż wszyscy się napatrzą, namacają i nacieszą. Czy było warto? I tak i nie. Levante imponuje kolosalnymi rozmiarami. Ma dobrze ponad 5m długości i ponad 2m 15cm szerokości. Jest wielkie, eleganckie i dostojne. W kolorze Blu Emozione prezentowało się całkiem apetycznie, niemniej nie powaliło mnie na kolana. Dużo lepsze wrażenie zrobiło na mnie dopiero podczas Poznań Motor Show.
Patrząc z przodu. Śmiały i zarazem wyzywający przód nawiązuje szczęśliwie do jednego z najpiękniejszych konceptów Maserati w całej historii marki czyli boskiego, nowoczesnego Alfieri. Do tego drzwi otwierają się bez ramek, co osobiście kocham. Profil auta nie robi już tak wielkiego wrażenia a ostatnie 3/4 nie tylko Tobie kojarzą się z Porsche Cayenne. Mi również. Najwięcej pomysłu i polotu zabrakło ewidentnie z tyłu, który zresztą w wąskich Arkadach ciężko było zobaczyć, a tym bardziej sfotografować.
Wnętrze? Tak duża bolączka w Ghibli i trochę mniejsza w Quattroporte. Czy w Levante jest lepiej? W egzemplarzu wystawowym niestety niewiele lepiej. I to jest moje największe rozczarowanie. Co prawda deska rozdzielcza obszyta była bardzo schludnie skórą, ale centralny ponad 8 calowy wyświetlacz systemu MTC z jego otoczeniem wygląda jednak plastikowo. To samo tyczy się kierownicy. Zegarom brakuje polotu, a fotele w prezentowanym modelu szału nie robiły. Do tego wszystko skomponowane w dość nudnej kolorystyce. Niemniej to nie koniec świata, bo okazuje się, że egzemplarz podstawowy był dość zachowawczo wyspecyfikowany. Na ratunek przychodzi więc sklepik z opcjami i świetne elementy wykończenia od Ermenegildo Zegna. Do tego karbonowe dodatki na konsoli centralnej i kierownicy i robi się bardzo, ale to bardzo przyjemnie. No nie?
Design designem, ale co dostaniemy pod maską? Na ten moment masz 2 opcje do wyboru. 370 000 zł brutto wystarczy Ci na bazowego 275 konnego diesla. To ten sam silnik, który znasz z Quattroporte czy Ghibli. Produkuje potężne 600Nm i rozpędza auto do solidnych 230 km/h. Sprint do 100 km/h zajmuje mu poniżej 7s co oznacza, że pod względem osiągów bije tańszego o około 30 000 Cayenne’a Diesel. Niemniej Maserati z dieslem to po prostu Maserati bez serca. Co więc robisz? Dokładasz 90 000 zł i wsiadasz za kierownicę 430 konnej uturbionej benzyny V6, która na papierze oferuje bardzo obiecujące osiągi i jest około 100kg lżejsza. Benzynowe Levante S potrzebuje raptem 5.2s żeby rozpędzić 2100kg do 100 km/h i przestaje przyspieszać dopiero przy 264 km/h. Co dostaniesz od Porsche za te pieniądze? Dużo brzydszego, ale świetnie jeżdżącego i doskonale wykończonego Cayenna GTS. Z dealershipu Jaguara wyjdziesz natomiast potencjalnie świetnym i seksownym F-Pace’m z 380 konną benzyną z F-Type’a w wersji First Edition. Jednym słowem nie chciałbym być w Twojej skórze, bo to nie jest łatwy wybór. Do tego masz przecież całą paletę wozów za drzwiami salonów Audi, Mercedesa i BMW.
A co z napędem? Napęd w obydwu wersjach Levante przekazywany jest na 4 koła za pomocą 8biegowego ZFa w proporacjach 0/100 – 50/50. Przy sprawiedliwym rozkładzie masy 50:50 i sprytnym, aktywnym zawieszeniu powietrznym, które obniża auto o 35mm podczas agresywnego setupu zapowiada się przedsmak sportowej jazdy. W tym aspekcie poprzeczka ustawiona jest dość wysoko. Wspomniany wyżej Cayenne GTS prowadzi się zaskakująco dobrze no i Jaguar F-Pace, z którego wysiadłem dosłownie przedwczoraj też wypadł gruuubo powyżej oczekiwań (300 konny Diesel). Jest więc o co walczyć.
Co cieszy? Że Levante to powiew świeżości. Coś nowego, ale przede wszystkim coś innego, bo ile można patrzeć na średnio przystojnego Cayenna. No i ten magiczny Trójząb w grillu, który opowiada ponad 100 letnią historię wspaniałej, egzotycznej marki. Levante może kusić i na pewno skusi. Pytanie czy odpowiednią liczbę klientów.
Dzięki, że za poświęcony czas.
Grisza